niedziela, 27 maja 2012

Rozdział IV: Gest

Czy normalny Edek z wąsem może zostać dziś alfonsem?
Ależ owszem czemu nie, jemu też należy się...

Weselisko czas zacząć!

Ponieważ hacjenda don Cullenów, jakkolwiek spora, nie jest w stanie zapewnić właściwych warunków do zabawy wszystkim mieszkańcom Forks, spowinowaconym wampirom i baseballiście klasy Z wraz z jego histeryczną połowicą (znaną również jako matka panny młodej), Alice zorganizowała parkiet taneczny z prawdziwego zdarzenia

na trawie pomiędzy dwoma wiekowymi cedrami.

...Te cedry muszą rosnąć bardzo daleko od siebie.

Głupota: +1

Czas na składanie życzeń; pierwsi w kolejce ustawiają się więc chyżo...Clearwaterowie i Billy. Ostatni raz byłam na weselu ponad dekadę temu, ale wydaje mi się, że zaszczyt ten powinien przypaść raczej rodzicom państwa młodych niż ojcu byłego konkurenta do ręki panny Swan oraz śmiertelnym wrogom gospodarzy wieczoru.

Głupota: +1

Wilkołaki – odhaczone, koledzy ze szkoły – odhaczeni, seksowne wampirzyce z Alaski...O, nie!


Kiedy stojąca z samego przodu piękność o blond lokach, po których
pomarańczowym odcieniu rozpoznałam Tanyę, wyciągnęła przed siebie ręce, żeby uściskać Edwarda, uświadomiłam sobie, że na moment wstrzymałam oddech.
(…)
Pozwól, że przedstawię ci swoją żonę. – [Edward] po raz pierwszy użył publicznie tego określenia i widać było jak na dłoni, że sprawiło mu to ogromną satysfakcję.
(…)
Wampirzyca była dokładnie tak urocza, jak to sobie wyobrażałam w najgorszych koszmarach.

To po prostu nie do wiary. Pomijając już fakt, że Edzio jeszcze w „Zaćmieniu” dał Belce wyraźnie do zrozumienia, że nigdy nie mógłby związać się z kimś tak pozbawionym ogłady jak Tanya (te nieczyste myśli o przedmałżeńskim pożyciu!), McSparkle wyraźnie traktuje Denalki w taki sam sposób, jak siostry. Mało tego – nawet Bella, pomimo swojej paranoi, słyszy, z jaką dumą przedstawia ją zebranym jako swą małżonkę. I mimo to WCIĄŻ upiera się traktować tę kobietę jak realne zagrożenie dla swojej pozycji, nie zważając na to że nikt, z wampirzycą włącznie, nie ma tu ochoty inicjować jakiegokolwiek romansu.
I nie, argument o kompleksach w żaden sposób mnie nie przekonuje. Lada dzień Swanówna stanie się równie ponętna, co reszta wąpierzy, nie ma więc najmniejszych podstaw dla tego rodzaju paniki. Zwłaszcza, że Wardo miał kilkadziesiąt lat by bzyknąć Tanyę, czego jednak nie zrobił, bo...patrz zdanie numer jeden.
A swoją drogą – czy tylko mnie kompletnie zwala z nóg fakt, że Belka nigdy, przenigdy nie bierze pod uwagę żadnych innych fundamentów dla ewentualnej zdrady poza wyglądem fizycznym? Tanya mogłaby być mądrzejsza od Einsteina i słodszego serca niż Matka Teresa, a Bellę nie obeszłoby to tak długo, jak długo byłaby przy tym szkaradna. No, ale biorąc pod uwagę, dlaczego nasza heroina w ogóle związała się z Edkiem, właściwie nie ma się czemu dziwić.
I rzecz ostatnia: nigdy nie myślałam, że do tego dojdzie, ale żal mi Eda. Jego własna połowica ma o nim tak kiepskie zdanie, iż projektuje go sobie jako łagodniejszą wersję męskiej dziwki, która wskoczy do łóżka pierwszej ładnej napotkanej pannie. Nie ma to jak wiara w małżonka, prawda?

Suma summarum, to będzie jakieś:

Głupota: +15
Bitch: +5
Angst: +5

Wesele w toku. Nie ma tu wprawdzie żadnego wuja Zdzisia o sumiastych wąsach i czerwonym obliczu, który zajmuje strategiczne miejsce pod stołem jeszcze przed oczepinami, ale i tak jest wesoło. Młodzi karmią się nawzajem ciastem, rzucają bukietami w gości, a także zdejmują podwiązki (uściślam, gdyż kwestia ta może budzić pewne wątpliwości: podwiązkę posiada jedynie Bella), którymi to

[Edward] wycelował (...) w środek twarzy Mike’a Newtona

...to jest to chłopię, wychowane w przedwojennej Ameryce? Co za klasa ,panie Cullen, aż miło popatrzeć.

Bitch: +10

No, tradycji stało się zadość, można się wreszcie zabawić. Tańczą nasi nowożeńcy – najpierw razem, następnie z rodzicem płci przeciwnej, w tany puściła się i reszta gości. Niestety, co niektórzy nie zdają sobie sprawy, że jako plebs powinni raczej balować z przedstawicielami własnej grupy społecznej, miast pchać się do głównych gwiazd wieczoru. I tak o to Michael Newton (jestem absolutnie pewna, że tak właśnie nazywał się przystojny kapitan drużyny futbolowej Chaparral High School, który nie zwracał najmniejszej uwagi na Stefę), choć dostąpił zaszczytu złożenia ukłonu przed damą swego serca, nie mógł liczyć na tak przygniatający ogrom łaski, jakim byłoby porwanie jej w ramiona na parkiecie; Wardo szybkim ruchem odbiera bowiem swoje mienie (akt własności nareszcie został podpisany) w swoje ręce.

Nadal nie przepadasz za Mikiem, co? – skomentowałam, kiedy znaleźliśmy się od niego w takiej odległości, że nie mógł już nas podsłuchać.
Nie przepadam, bo muszę wysłuchiwać jego myśli. Ma szczęście, że nie wyrzuciłem go z wesela. Albo że jeszcze gorzej go nie potraktowałem.

Założę się, że zbereźne myśli Mike'a oscylowały na samej granicy przyzwoitości; do bardziej grubiańskich zaliczyć można: „Jej figura w tej sukience wygląda naprawdę świetnie” oraz „Ach, gdybym to ja miał takie szczęście – noc poślubna z Bellą! Farciarz z tego Cullena.”
Nawiasem mówiąc, Belciu, masz przekichane. Od tej pory nie wolno ci wysłuchiwać żadnych komplementów, o ile nie wychodzą one z ust Pana Męża.

Tyran: +5

Oczywiście, Bella nie wierzy iż jakikolwiek mężczyzna mógłby uważać ją za atrakcyjną fizycznie, wobec czego Edzio oświeca zakompleksioną dziewoję:

Mike myślał o mnie w ten sposób? Tak, tak, już ci wierzę.
Czy w ostatnich kilku godzinach widziałaś swoje odbicie?
Ehm... Nie, a bo co?
W takim razie podejrzewam, że nie zdajesz sobie sprawy, jak niezwykle atrakcyjnie się dzisiaj prezentujesz. Wcale się nie dziwię, że Mike nie mógł się powstrzymać i fantazjował o tobie, chociaż jesteś już mężatką. Mam żal do Alice, że nie zmusiła cię do przejrzenia się w lustrze.

Primo: Czy ktokolwiek z was słyszał o pannie młodej, która NIE widziała się w lustrze przed uroczystością? Skromność skromnością, ale to zahacza już o paranoję. I właściwie czego Belka się tak obawiała? Ma o sobie tak kiepskie mniemanie, że nie mogłaby już zdołować się bardziej niczym, co pokazałoby jej odbicie – a biorąc pod uwagę, że dobrała się do niej wieczna szesnastka z obsesją na punkcie upiększania, powinna wręcz z niecierpliwością oczekiwać pozytywnej transformacji w łabędzia, którym wszak jest z nazwy. Gdzie tu logika?
...Przepraszam, właśnie przypomniałam sobie, co analizuję. Wykreślcie, proszę, ostatnie zdanie.

Secundo: Edwardzie? Najwyraźniej nikt cię jeszcze nie uświadomił w tej delikatnej kwestii, ale o mężatkach też można fantazjować. Mam nadzieję, że twoje dziewicze sumienie jakoś zniesie przytłaczający ciężar owej zakazanej wiedzy.
A tak w ogóle, to kup Belli jakąś gustowną obrożę z plakietką „Własność E. Cullena”, aby mieć absolutną pewność, że już nikt nigdy nie odważy się na nią spojrzeć inaczej niż jako tobie podległą i do ciebie należącą niewiastę.

Głupota: +5
Tyran: +1

Wardo postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i zmusza Belcię, by wreszcie zobaczyła się w ślubnym rynsztunku, zapewne z obawy, że nowo poślubiona nie zidentyfikuje samej siebie na zdjęciach z uroczystości i zrobi mu awanturę o zabawianie się z obcą babą na weselu. Myślicie, że przesadzam? No to spójrzcie:

U boku jego sobowtóra stała ciemnowłosa piękność. Miała mlecznobiałą cerę bez jednej skazy i błyszczące z podekscytowania oczy obramowane gęstymi rzęsami. Rozszerzająca się subtelnie ku dołowi połyskująca biała kreacja, którą miała na sobie, przypominała odwrócony kwiat kalii. Dzięki doskonale dopasowanemu krojowi sukni nieznajoma wyglądała w niej elegancko i wdzięcznie – przynajmniej dopóki stała nieruchomo.


Meyer? Ten patent z nie poznawaniem swojej osoby na skutek zaaplikowania mascary i przebrania się w coś elegantszego od dresu naprawdę robi się meczący.

Głupota: +1

No dobra, widzę po waszych twarzach, że zaczyna wam się nudzić. Kokardki, pierdółki, a kiedy wreszcie pojawi się właściwa akcja? Nie smućcie się jednak, albowiem oto przybywa na przyjęcie gość specjalny:

- Można? Nie przeszkadzam?
Dłoń powędrowała mi do ust. Gdyby nie Edward, byłabym się przewróciła.
Jacob! – wykrztusiłam, gdy wrócił mi oddech. – Jacob!

Ha! Niewolnik jednak wrócił na plantację, gdzie przynależy. I pomyśleć, że przez jakiś czas rozważał porzucenie swojej pani. Bello, jesteś pewna, że nie chcesz go wychłostać?

Och, Jacob... – Znowu się rozpłakałam. Mówiłam niewyraźnie przez łzy. – Dziękuję.

Uff. Masz szczęście, brachu. Twoja właścicielka jest tak ucieszona z powrotu...eee...konkurenta marnotrawnego, że ani myśli cię karać. Może nawet poleci ubić wołu na ucztę?

Cóż jednak porabiał nasz Jake i gdzie był, gdy go nie było? Nie dowiadujemy się tego, ale takie szczegóły są przecież nieważne w obliczu faktu iż gnał jak szalony, byle zdążyć na weselisko.

Blablabla, wilkołaki siedzą sobie nawzajem w głowach. To z pewnością bardzo przykre, mnie obchodzą jednak bardziej inne kwestie, np. po co po raz kolejny w tej serii ględzi się o owym zjawisku i czy naprawdę po kilku tygodniach niewidzenia się dwójka (pseudo)przyjaciół nie ma ciekawszych tematów do rozmowy.

Nuda: +1
Zbędność: +1

Boru, ta pogawędka ciągnie się przez kilka stron i kompletnie nic z niej nie wynika. Ala, makijaż, Isabella – jak pięknie dziś wyglądasz, bardzo bym chciał, abyś nadal była człowiekiem...Do rzeczy, u licha!

Nuda: + 5

Oho, moje narzekania zostały wysłuchane. Okazuje się, że Jacob bardzo obawia się, że przemiana ma nastąpić już tej nocy, ale Belka uspokaja go, że poczeka z tym do zakończenia miesiąca miodowego. To wywołuje zrozumiałe drwiny na temat abstynencji seksualnej, ale nasza heroina szybko prostuje tę kwestię – nie po to męczy się cały wieczór na obcasach, żeby nic z tego nie mieć. Świadomość, że Edzio zamierza przespać się z małżonką gdy ta wciąż będzie w wersji beta wywołuje u Jake'a dosyć zrozumiałą furię oraz nieco mniej zrozumiały atak agresji:

Jake chwycił mnie za ramiona, wbijając mi palce w ciało.
Auć! To boli! Puszczaj!
Potrząsnął mną.
Bella, oszalałaś?! Nie możesz być aż taka głupia! Błagam, Powiedz mi, że to głupi dowcip!
Znowu mną potrząsnął. Jego rozedrgane dłonie wysyłały wibracje w głąb moich kości.

Ustalmy coś: nie dziwi mnie zupełnie, iż Jacob boi się o życie i bezpieczeństwo dziewczyny, którą kocha, więc poniosły go emocje. Problem w tym, że ten chłopak ma w sobie wystarczająco dużo siły, by zgnieść średniej wielkości auto – i zapominanie o tym w takiej sytuacji jest niewybaczalne. Strach strachem, ale przemówić komuś do rozsądku można i bez łamania mu kości.

Bitch: + 25

Scenę przerywa wtargnięcie bodyguardów w osobie innych wilkołaków, które zjawiły się, by powstrzymać Blacka przed ciężkim uszkodzeniem naszej protagonistki. Seth i reszta ferajny odciągają młodego gniewnego, a Bella i Edward (który wprawdzie pozwolił swej niewolnicy oddalić się z innym mężczyzną, ale cały czas miał ją czujnie na oku) wracają na przyjęcie.

Co jest?
[Edward] Zamknął oczy i przytknął czoło do mojego czoła.
Jacob ma rację. Co ja sobie wyobrażam, że kim jestem, cudotwórcą?
Nieprawda. – Starałam się zachować normalny wyraz twarzy w razie, gdyby obserwowali mnie goście. – Jacob jest zbyt uprzedzony, żeby rozsądnie to rozważyć.
Edward coś wymamrotał. Wydało mi się, że wyłapałam: „trzeba było dać się mu zabić” i „co ja sobie wmawiam”.

Z sensem gada, polać mu. Jeszcze nigdy w historii nie było takiej pary jak wasza (a przynajmniej tak twierdzi Stefa – pomińmy głupotę tego założenia milczeniem), a w dodatku krew ukochanej śpiewa ci jako ta syrena, więc sekszenie się przed przemianą jest dosyć kiepskim pomysłem.

...Co, liczyliście na to, że skończy się na czymś więcej niż puste deklaracje o możliwym zagrożeniu? A kiedy to bezpieczeństwo Belci liczyło się bardziej od chuci McSparkle'a?

Bitch: +25
Angst: +15

Cóż, impreza dobiega końca, czas się zbierać na lotnisko. Niestety, Edka dopadł właśnie nagły atak żądzy:

Całował mnie bardzo na serio – powoli, ale coraz namiętniej... Zdążyłam zapomnieć o bożym świecie, lecz na ziemię sprowadził mnie głos Alice:
Bello, czas się przebrać!
Czy naprawdę nie mogła zaczekać?
Edward zignorował siostrę i naparł na moje wargi z jeszcze większą energią. Serce waliło mi jak oszalałe, a zaciśnięte na szyi Edwarda dłonie pokryły krople potu.
Chcecie spóźnić się na samolot? – Alice nie dawała za wygraną. – Spędzicie uroczy miesiąc miodowy, koczując w hali odlotów.
Edward odsunął się ode mnie tylko na ułamek sekundy.
Sio! – mruknął i zabrał się z powrotem do całowania.

Hehe, cicha woda z naszego Glittermana. Wygląda na to, że rączki na kołdrze można już zaliczyć do przeszłości. Pamiętajcie, drogie dzieci: wymiana obrączek = gwałtowny wzrost popędu seksualnego.

Panna Swa...To jest, przepraszam, pani Cullen przebiera się w stosowniejszy strój i żegna z weselnikami. Jest to jeden z nielicznych naprawdę ładnych opisów uczuć w wykonaniu Stefci (zwłaszcza fragment z Charliem ukrywającym swoje zapłakane oczy zawsze mnie wzrusza) i dlatego wyjątkowo nie będę się do niczego przyczepiać. A co, raz na jakiś czas trzeba przemówić ludzkim głosem.


...Chyba jednak nie dam rady.

Samochód upiększała ogromna ilość kwiatów, upiętych w sznury ciągnące się na całej jego długości. Z tylnego zderzaka zwisały pęki długich zwiewnych wstążek i jakiś tuzin butów – na oko zupełnie nowych i w dodatku ekskluzywnych marek.


Młodzi wsiadają do auta, które zabierze ich do Seattle i wyruszają ku swojemu nowemu życiu, a w tle

Przeszywające, rozpaczliwe wycie zanikało stopniowo, aż w końcu zapadła cisza.

I tym oto motywem rodem z powieści gotyckiej kończymy dzisiejszą analizę. W następnym odcinku: upragniona przez wszystkich noc poślubna.



Statystyka:

Bitch: 65
Głupota: 23
Angst: 20
Tyran: 6
Nuda: 6
Zbędność: 1

Maryboo



wtorek, 22 maja 2012

Rozdział III: Wielki dzień

Bella budzi się ze swego proroczego i subtelnego jak flota Imperium snu. Miss Swan jest zła, że w noc przed ślubem (którego, jak pamiętamy, nie chce) śnią się jej takie rzeczy zamiast srających tęczami unicornów. Czy wspominałam już, że chajtanie się z krwiożerczą bestią (choć w tym przypadku bestią tylko z założenia) to zły pomysł? Nawet w snach dostajesz, słonko, delikatne aluzje.

Skłonna otrząsnąć się z koszmaru, ubrałam się i zeszłam do kuchni, choć było jeszcze bardzo wcześnie. Posprzątałam i tak już czyste pokoje, a kiedy wstał Charlie, zrobiłam mu naleśniki.

Uczcie się, moje drogie panie, wielki dzień czy każdy inny – to nie ma znaczenia. Kuchnia i miotła są zawsze na pierwszym miejscu. 

Podczas śniadania Bells przypomina ojcu, żeby pojechał po pastora, co jest jego jedynym zadaniem na ten dzień.

Z okazji ślubu wziął cały dzień wolnego i musiało mu się już nudzić, bo od czasu do czasu zerkał ukradkiem na schowek pod schodami, gdzie trzymał swój sprzęt wędkarski.

Ok., ja rozumiem, że Charliemu nie w smak ten cały ślub, ale to było odrobinę chamskie. (+ 5 zły ojciec) W końcu jedyna córka wychodzi za mąż, a ty myślisz o rybach? Zrób dobrą minę do złej gry chociaż w taki dzień.

Belka poucza ojca, żeby prezentował się elegancko, po czym zostaje porwana przez Alice.

– A niech to, spójrz tylko w lusterko na swoje oczy! – Zacmokała z dezaprobatą. – Coś ty najlepszego wyprawiała? Zarwałaś noc?
– Prawie że.
Posłała mi zagniewane spojrzenie.
– Bello, mam tylko określoną liczbę godzin na to, żeby zrobić cię na bóstwo. Mogłaś się lepiej postarać.
 - I jak ja teraz zrobię z takiego paszczura ładną pannę młodą? Przecież podkrążone oczy to -500 od urody - powiedziała zgorszona Alice.

– Nikt nie spodziewa się, że będę wyglądać jak gwiazda filmowa. Bardziej się boję, że zasnę w środku ceremonii i przegapię moment, w którym będę miała powiedzieć „tak”, a wtedy Edward wykorzysta sytuację i ucieknie, gdzie pieprz rośnie.

Cóż, każdy pretekst jest dobry, żeby wiać od tej kretynki. Jednak wątpię, żeby Edzio na to wpadł. 

Okazuje się, że McSparkle nie raczył wyjawić swej lubej, gdzie zabiera ja w podróż poślubną. Niespodzianka niespodzianką, ale czy takiej rzeczy nie należałoby ustalić wspólnie? (+10 tyran) Chociaż, co ja się tam dziwię, on jej wszak niczego istotnego nigdy nie mówi.

Alice już spakowała rzeczy Belli na wyjazd.

– Alice! Dlaczego nie mogłam sama się spakować?!
– Musiałabyś poznać zbyt wiele szczegółów.
– A ty nie miałabyś pretekstu do kolejnych zakupów, tak?
– Za dziesięć krótkich godzin staniesz się moją siostrą... Najwyższy czas, żebyś zwalczyła w sobie tę awersję do nowych ubrań.

Ala nic a nic nie zmądrzała. Dalej traktuje Belkę jako swoją lalkę do malowania i ubierania, bezwolną kukiełkę, której trzeba pokazać, jak być …ekhm, ekhm, prawdziwą kobietą. 

Bella ze swoją przyszłą „siostrą” dojeżdżają do Cullen Mansion.

Przez całe pięć kilometrów ciągnęły się rozwieszone na drzewach choinkowe światełka, tyle że Alice dodała do nich kokardy z białej satyny.

5 kilometrów? Widzę, że Glitter Family się nie cyka. Belka będzie miała dokładnie taki ślub, jakiego nie chce. Sweet. 

Łabędziątko wchodzi do domu Cullenów z zasłoniętymi przez Alę oczami, żeby nic nie podpatrzyła przed samą ceremonią.

We wnętrzu domu przepięknie pachniało.
– A to co? – spytałam prowadzona jak ślepiec.
– Przesadziłam? – zaniepokoiła się Alice. – Przed tobą nie było tu jeszcze żadnego człowieka. Mam nadzieję, że nie popełniłam głupstwa.
– Pachnie rewelacyjnie – zapewniłam ją. Woń była upajająca, ale nie aż tak, żeby przyprawiała o ból głowy. Tak właściwie była to mieszanka różnych woni, idealnie ze sobą skomponowanych.

Czyli wampiry maja jeszcze jeden talent w swej cudowności: tworzą piękne kompozycje zapachowe, pewnie lepsze od perfumowych kreacji Jana Baptysty Grenouille’a. Świetnie.

W łazience odchodzi do kosmetycznego ataku Ali na bezbronną Swanównę. W trakcie wszelakich zabiegów upiększających  na scenę wkracza Rose.

Wyglądała tak zachwycająco, że zachciało mi się płakać. Jaki sens miało strojenie się i malowanie, kiedy Rosalie przebywała w pobliżu?

WIEMY (+1 zbędność)

Rózia oznajmia, że Sparklemaster is back.

Edward wrócił! Mój dziecięcy atak histerii minął jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki.

UGH. Edzio dobry na wszystkie choroby, ataki i nieszczęścia. Jednakże Ala kategorycznie zabroniła mu zbliżać się do panny młodej, więc Esme zagoniła go do ogrodu, grządki przekopywać czy coś.  

Rozalka deklaruje chęć pomocy przy upiększaniu Bellissimy. Swanówna jest w ciężkim szoku.

Rosalie od samego początku nie darzyła mnie sympatią. A potem, co jeszcze bardziej pogorszyło panujące między nami stosunki, obraziła się na mnie śmiertelnie za to, że wybrałam tak, a nie inaczej. Chociaż była tak niewyobrażalnie piękna, chociaż miała Emmetta i kochającą rodzinę, oddałaby to wszystko bez wahania za możliwość stania się na powrót człowiekiem. A ja? To, o czym marzyła najbardziej w świecie, bezmyślnie odrzucałam.

WIEMY (+1 zbędność)

Mimo iż Rózia nie przepada za Bellą, uważa ją za głupia krowę (tu zgadzam się z blondyną), jako przykładna bohaterka Tłajlajta wchodzi w sempiternę awatarowi Stefy.

Po upięciu włosów BelliSue Rozalka zmywa się po Jaspera. Ala przystępuje do nakładania Belce sukni, co nie jest wcale łatwym zadaniem, bo Swanówna strasznie się trzęsie. Dodatkowo wampirzyca martwi się, że ciężkie godziny wklepywania w Belkę trzech kilogramów makijażu pójdą się grzmocić, jeżeli ta się spoci ze zdenerwowania.  Mimo tak strasznych prospektów na przyszłość, Ala zostawia Belcię na chwilę samą, żeby się przebrać.

Skupiłam się na ruchach swoich płuc, licząc kolejne oddechy i wpatrując się we wzory, które światła łazienkowych lamp tworzyły na połyskliwej powierzchni mojej spódnicy. Bałam się spojrzeć w lustro, podejrzewając, że dopiero na widok siebie samej w sukni ślubnej dostałabym prawdziwego ataku paniki.

Cóż za angst, co za weltszmerc, borze szumiący, brakuje tylko ataku bólu fantomowego z Nju Muna. (+5 angst) Zanim jednak  Bellę zaczną boleć różne organy wewnętrzne, pojawiają się Alice i Renee.


Renee przyleciała dwa dni wcześniej i spędzałam z nią, ile tylko czasu się dało – a dokładniej, te nieliczne minuty, na które udawało mi się odciągnąć ją od Esme i dekorowania domu. Z tego co zauważyłam, bawiła się przy tym lepiej niż dziecko zamknięte przez przypadek na jedną noc w Disneylandzie. W pewnym sensie czułam się z tego powodu tak samo oszukana jak Charlie. Oboje straciliśmy tyle czasu i energii, obawiając się, jak zareaguje na wieść o tym, że wychodzę za mąż...

No tak, cóż za rozczarowanie, lepiej, żeby matka zrobiła ci karczemną awanturę i w ogóle nie przyjechała, prawda? Nie ma to jak priorytety. (+1 głupota)

Renee zachwyca się suknią Belki.

- To taki oryginalny pomysł, żeby dopasować motyw przewodni całej uroczystości do pierścionka zaręczynowego Belli. Pomyśleć tylko, że był w rodzinie Edwarda już w dziewiętnastym wieku!
Wymieniłyśmy z Alice porozumiewawcze spojrzenia. Umiejscawiając moją suknię w czasie, mama pomyliła się o ponad sto lat. A motywu przewodniego uroczystości nie dopasowano wcale do pierścionka, tylko do mód panujących w czasach młodości Edwarda.

Jak zwykle wszystko pod Edwarda. Ech…

Wtem w drzwiach staje Charlie.

– Charlie! Ale z ciebie przystojniak! – wykrzyknęła niemalże zszokowanym tonem.(...)
– Alice się do mnie dorwała.

That sounds dirty. Ale nie chcę znać szczegółów. 

Rodzice wręczają BelliSue prezent: dwa grzebienie z szafirami po jej babci. Alice dorzuca swoją podwiązkę.

Alice zabrała mi podwiązkę i zanurkowała pod moją spódnicę. Kiedy poczułam jej zimną dłoń na swojej łydce, jęknęłam cicho i zatoczyłam się.

Femslash czas zacząć. Belciu, zastanów się jeszcze, skoro Ala tak na ciebie działa, to może ten ślub to jednak kiepski pomysł? 

Whatever, Belka ma już coś nowego, starego, niebieskiego i pożyczonego. Możemy już się ruszać na imprezę, bo nudno jak cholera? (+1 nuda) Pretty please.

Wreszcie rozlega się muzyka.

– Spokojnie, Bells – odezwał się Charlie. – Wygląda, jakby miała zwymiotować. – mruknął do Alice.

Może ona zawsze tak wygląda? To by tłumaczyło, dlaczego Krystyna Stjuart ma wiecznie taka właśnie minę w ekranizacjach Tłajlajta. Byłby to drugi powód, po tym oczywistym – Kstew jest fatalną aktorką.

Belka ma taki atak paniki, że ledwo trzyma się na nogach. Podtrzymywana przez ojca nasza heroina schodzi po morderczych schodach do ogrodu. Wreszcie BellaSue dostrzega McSparkle’a.

Nie liczyło się teraz nic prócz Edwarda. Tak naprawdę nie widziałam nic poza jego twarzą. Przesłaniała wszystko – nawet myśleć nie byłam w stanie o niczym innym.

A czy, odkąd go poznałaś, myślałaś kiedy o czymś innym? 

Belka dociera jakoś do ołtarza.

W końcu stanęłam koło Edwarda. Wyciągnął rękę. W znanym od setek lat symbolicznym geście, Charlie podał mu moją dłoń. Kiedy poczułam cudownie chłodny dotyk skóry ukochanego, pomyślałam, że oto jestem na właściwym miejscu.

Taa, w geście mówiącym „Przekazuję ci tę oto płochą niewiastę jako własność. Będziesz nią rządzić jako i ja rządziłem”. Nie ma to jak tradycja, hę?

Słowa naszej przysięgi były proste – wypowiadały je przed nami miliony par, żadna jednak tak niezwykła, jak my. Poprosiliśmy wcześniej pana Webera tylko o jedną niewielką zmianę, na którą przystał bez trudu: linijkę „dopóki śmierć nas nie rozłączy” zastąpiła bardziej stosowna w naszym przypadku „tak długo, jak oboje będziemy żyć”.

Jeszcze trafniej byłoby „tak długo, jak oboje będziemy nie żyć”, ale rozumiem, nie wypadało przy nieuświadomionej, ludzkiej części gości.

Uzmysłowiłam sobie, jaka byłam niemądra, tak bardzo bojąc się tej chwili – jak gdyby chodziło o niechciany prezent urodzinowy albo wystawienie się na pośmiewisko, niczym na balu absolwentów.

Aha, czyli wspaniały Edzisław miał rację, jak zwykle zresztą. Och ty durna, jeszcze oddychająca istoto, pamiętaj, zawsze słuchaj swojego pana.
  
Wpatrując się w lśniące triumfalnie oczy Edwarda, wiedziałam, że i ja na tym wygrywam.

Lśniące triumfalnie? Jak u jakiegoś szwarccharaktera? Już sobie to wyobrażam. Edzio z obłędnym wzrokiem szalonego naukowca, któremu udał się eksperyment „Muahahaha, it’s alive!!!” (+50 tyran) Pastor przyklepuje to, co było nieuniknione. Czas na buzi.

Całował mnie czule, okazując mi, jak bardzo mnie wielbi. Zapomniałam o tłumie obserwujących nas gości, o tym, gdzie się znajdujemy i po co... Pamiętałam tylko, że Edward mnie kocha, że pragnie być ze mną i że należę do niego. Uczepiłam się go kurczowo, nie zważając na śmiechy i chrząkania widowni. To on zaczął ten pocałunek i to on musiał go przerwać. Odsunął mnie od siebie – moim zdaniem zbyt szybko – i przyjrzał mi się z pewnej odległości. Na pierwszy rzut oka wydawał się być rozbawiony – uśmiechał się prawie z drwiną – ale pod tym chwilowym przebłyskiem zjadliwego poczucia humoru, skrywał głęboką radość równającą się mojej.

Eee, to trochę nieobyczajne tak się obściskiwać na swoim weselu. Wystarczy symboliczny, krótki pocałunek, a nie półgodzinne make out session. Jeżu, jaka ta Belcia napalona. Okiełznaj się, kobieto. Dziewiczy Edek jest zniesmaczony twą chucią. Goście pewnie też. 

Rozdział kończy się na gratulacjach, życzeniach i uściskach. Za całokształt dodam jeszcze (+5 nuda). W następnej odsłonie weselisko!

Punkty:
(+5 angst)
(+6 nuda)
(+2 zbędność)
(+5 zły ojciec)
(+60 tyran)
(+1 głupota)

Beige

czwartek, 17 maja 2012

Rozdział II: Długa noc

Już za tobą tęsknię.
Nie muszę cię zostawiać samej. Mogę zostać...
Mmm?
Na dłuższą chwilę zapadła niemal zupełna cisza. Słychać było tylko przyspieszone bicie
mojego serca, urywany rytm naszych oddechów i szept naszych poruszających się
synchronicznie warg.

Zgaduj zgadula: Gdzie odbywa się powyższa scena?

Bingo! To łoże Belli. Oczywiście nie dzieje się tu absolutnie nic niewłaściwego i gorszącego; dzwony weselne rozbrzmią wszak dopiero następnego dnia. Do tego czasu zaś...ale o tym za chwilę.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jego też są otwarte. Przyglądał mi się. To, że patrzył na mnie w ten sposób, nie miało dla mnie najmniejszego sensu. Jak mógł mieć mnie za nagrodę? To on był nagrodą. A ja zwycięzcą, któremu nieprzyzwoicie się poszczęściło.

Socjopatka opętana pragnieniem wiecznie pięknego lica versus psychopata traktujący swą narzeczoną jak niedorozwinięte dziecko...Motyla noga, to na nic. Nikt z Was się nie skusi, prawda? *z rezygnacją odstawia maszynę losującą*

Jego spojrzenie było tak głębokie, że wyobrażałam sobie, iż jestem w stanie zajrzeć na samo dno jego duszy. Wydawało się teraz skończoną głupotą to, że jeszcze nie tak dawno spieraliśmy się, czy Edward w ogóle ją posiada, skoro jest wampirem. Miał najpiękniejszą duszę pod słońcem, piękniejszą od swojego błyskotliwego umysłu, idealnej twarzy czy zachwycającego ciała.

Gdy już otarłam z twarzy łzy śmiechu, spowodowane zachwytem naszej heroiny nad pięknem duszy faceta, który ma na sumieniu kilkaset ludzkich żyć (i nie czuje z tego powodu najmniejszej skruchy), stwierdziłam, że powyższy fragment jest wcale niegłupi. Biorąc pod uwagę, iż – jak wykazało 'Zaćmienie' – Culleny to idioci, a Wardo jest trupiobladym rudzielcem o wiecznie podkrążonych oczach, jego dusza faktycznie wpisuje się niemal idealnie w resztę jestestwa.

Nie mógł jednak poznać moich myśli, chociaż potrafił odczytywać je u wszystkich innych rozumnych istot. Nie wiedzieliśmy, skąd się to u mnie brało – jaka to dziwna anomalia w moim mózgu sprawiała, że był odporny na działanie nadprzyrodzonych sił, jakimi byli obdarzeni niektórzy nieśmiertelni – sił nie tylko nadprzyrodzonych, ale często także przerażających. (Tylko mój mózg był na nie niewrażliwy – jeśli zdolności te opierały się na innych zasadach niż dar Edwarda, mojego ciała nic przed nimi nie chroniło).

Wiem. Nie mam sklerozy. Nie zaczęłam też czytać serii od ostatniego tomu. A przecież jestem tylko skromną analizatorką; twihardy pamiętają, jaki kolor miały skarpetki Edwarda trzy dni po tym, jak po raz dziesiąty w życiu ujrzał Belkę. Więc na co komu powyższy akapit?

Zbędność: +1

Byłam szczerze wdzięczna losowi za tę niezidentyfikowaną usterkę, dzięki której moje refleksje pozostawały jedynie w moim posiadaniu. Wolałam nawet nie myśleć o tym, do ilu krępujących sytuacji dochodziłoby, gdyby sprawy miały się inaczej.

Edziu zorientowałby się już w 'Zmierzchu' z kim ma do czynienia i czmychnął ile sił w nogach. Nawiasem mówiąc, zapamiętajcie ten fragment – przyda się w ostatniej z ksiąg.

Nie ma co, zostaję – zamruczał, kiedy po pewnym czasie się do siebie oderwaliśmy.
Nie, nie. To twój wieczór kawalerski. Musisz iść.
(...)
Wieczory kawalerskie są dla tych, dla których małżeństwo wiąże się z utratą wolności. A ja nie mogę się już doczekać, żeby wreszcie mieć te kawalerskie lata za sobą. Po co ktoś taki jak ja miałby iść na taką imprezę?

Najwyraźniej mało wiem o życiu, bo zawsze zdawało mi się, że wieczór kawalerski to okazja do dobrej zabawy w gronie znajomych. Oczywiście, główną myślą przyświecającą tej imprezie jest 'pożegnanie z wolnością' – ale to żartobliwe określenie, na bora! Czy Edzio poważnie sugeruje, że każdy groom-to-be idzie danego wieczoru uchlać się do nieprzytomności, opłakując nad piwem odchodzące w mrok najlepsze lata życia – a tylko on jeden doświadcza prawdziwej Tru Loff, więc nie dla niego przyjęcie w męskim towarzystwie?
Błąd, kochasiu – to tylko pokazuje, że masz zerowe poczucie humoru i nie potrafiłbyś się dobrze bawić, choćby ktoś zagroził, że podpali twój fortepian.

Bitch: +1

I jeszcze jedno. Skoro Cullenowie pomyśleli o zorganizowaniu czegoś dla Edka, to jakim cudem Alice nie urządziła Belce najlepszego wieczoru panieńskiego w historii wieczorów panieńskich? Chyba nikt inny w tej rodzinie nie ma tak nowobogackiej mentalności i nie wyrzuca pieniędzy w takim tempie, jak ona; nie mówiąc już o tym, że Ala potrafiła zaaranżować bibę na całe Forks z tak błahej okazji, jak zakończenie szkoły. Ta dziewczyna to ucieleśnienie Sweet Sixteen; jej główną i jedyną pasję stanowią ciuchy, zakupy i imprezy. I co, żadnego hen party za pieniądze będące równowartością PKB Burundi?

Głupota: +1

Było prawie tak, jakbyśmy znajdowali się w moim magicznym zakątku.

O co chodzi z tym zakątkiem, na Zeusa? Myślałam, że to określenie na marzenia Belli dotyczące nadchodzącej podróży poślubnej. Teraz jednak ujmuje to w taki sposób, jakby owo miejsce było rzeczywiste. Czy mam dopisać schizofrenię do listy odchyleń tej pani?

Tuliliśmy się do siebie na moim wąskim łóżku, na ile tylko pozwalał na to gruby koc, którym byłam otoczona ściśle niczym kokonem. Nie cierpiałam tego, że nie dawało
się inaczej, ale cóż, trudno było o zachowanie romantycznej atmosfery, kiedy zaczynałam szczękać zębami. A Charlie zauważyłby z pewnością, gdybym w sierpniu włączyła ogrzewanie...

Belcia jest otulona kocem niczym kaftanem bezpieczeństwa. Zanotowaliście? To dobrze, bo za moment do tego wrócę.

Zaczął odsuwać się ode mnie. Była to z jego strony odruchowa reakcja, gdy tylko dochodził do wniosku, że pozwoliliśmy sobie na zbyt wiele – gdy czuł wyjątkowo silnie, że bardzo chciałby kontynuować to, co zaczął. Przez całe życie odmawiał sobie fizycznego spełnienia. Starał się to dla mnie zmienić, ale wiedziałam, że go to przeraża.

Edward Cullen: 104-letni prawiczek drżący przed utratą cnoty.
A to zdanie i tak nie jest nawet w połowie tak śmieszne, jak poprzedzający je cytat.

Czekaj – powiedziałam, łapiąc go za ramię i przytulając. Wyplątałam z koca jedną nogę i owinęłam ją mu w pasie. – Praktyka czyni mistrza.
Zaśmiał się.
W takim razie powinno nam już do mistrzów niewiele brakować, prawda? Chyba już od miesiąca nie zmrużyłaś oka.
Ale na dziś przypada próba kostiumowa – przypomniałam mu – a na razie ćwiczyliśmy tylko wybrane sceny. Czas nas goni. Następnym razem idziemy już przecież na całość.
Sądziłam, że go rozbawię tym teatralnym porównaniem, ale zamiast mi odpowiedzieć,
zestresował się i zrobił spięty.

Pamiętacie, co mówiłam o kaftanie? No właśnie.

Bella wykazuje się tu dwoma niezwykłymi jak na nią przymiotami: rozsądkiem i poczuciem humoru. Za plus minus dobę zamierzają z McSparklem uprawiać seks (Tak! Spójrz, Meyer! Napisałam to grzeszne słowo!). Co tymczasem robi oblubieniec noc przed rozdziewiczaniem? Zawija ukochaną w koc.
Pomijając całą śmieszność sytuacji, to co wyczynia Wardo to czystej wody idiotyzm. Za kilka godzin będzie musiał zmierzyć się ze znacznie silniejszą niż zwykle pokusą – zarówno w kwestii zapachu, jak i siły, wynikającej z namiętności. I zamiast stopniowo hartować swój organizm, coby nie stracić zmysłów podczas bliskości z człowiekiem, wykonuje wampirzy odpowiednik skoku do lodowatej wody bez stopniowego przyzwyczajania ciała do temperatury. Edziu, przyznaj się, że te dwa medyczne tytuły zdobyłeś dokładnie w taki sam sposób, jak twoja połowica miejsce w Dartmouth.

Głupota: +5

Całowaliśmy się trochę, ale wyczuwałam, że nie jest już w to tak zaangażowany, jak
wcześniej. Znowu się martwił – ciągle się martwił. Jakaż to miała być odmiana, kiedy miał już stracić powód, dla którego się tak zadręczał! Ciekawa byłam, co pocznie z takimi ilościami wolnego czasu.

Wynajdzie sobie nowy. Powiększająca się dziura ozonowa, na ten przykład. Albo powolne wymieranie niedźwiedzi polarnych. Ten typ już tak ma.

Nie będziesz za bardzo cierpieć? – spytał cicho. – Mniejsza o ślub – jestem przekonany, że mimo swoich obaw świetnie sobie poradzisz – ale później... Co z Charliem? Co z Renee?
Westchnęłam.
- Będzie mi ich brakowało.

Niewątpliwie.
Wiecie co? Wolałabym już, gdyby Belka przyznała wprost, że ma bliskich w rzyci. Byłoby to wobec nich o wiele mniej obraźliwe.

Zła córka: + 1

A co z Angelą, Benem, Jessiką, Mikiem?
Ich też mi będzie brakować. – Uśmiechnęłam się w ciemnościach. – Zwłaszcza Mike’a. Och, Mike! Jak mam żyć bez ciebie?
Edward warknął.

Primo: Meyer, zdradź nam, kim był ten nieszczęsny Michael, że tak się na nim wyżywasz w swoich książkach?
Secundo: Bella kpi z Newtona przy każdej nadarzającej się okazji, jutro bierze ślub, a w dodatku jest gotowa poświęcić dla narzeczonego cale dotychczasowe życie. I McSparkle nadal nie umie przyjąć ze spokojem nawet tak niewinnego dowcipu.

Głupota: + 1
Bitch: +1

Chcę być z tobą i to już na zawsze. Jedno ludzkie życie po prostu mnie w tym
względzie nie zadowoli.

Albowiem, będąc wybitnym filozofem i teologiem w jednym (a także mając chody u świętego Piotra), pojęcie wieczności jest ci doskonale znane; jesteś też w stanie bezproblemowo ocenić, jak długo przetrwa twe licealne zauroczenie.

Głupota: +5

Na zawsze w osiemnastoletnim ciele – szepnął.
To marzenie każdej kobiety – zażartowałam.

Bujaj się na palmę. Za żadne pieniądze świata nie zgodziłabym się na wieczne zamrożenie w tym wieku, a było to wcale nie tak dawno temu. Naprawdę Belciu, nie każdy zalewa się łzami na sam dźwięk słowa 'zmarszczki'.

Głupota: +5

Pamiętasz, jak powiedzieliśmy Charliemu, że zamierzamy się pobrać? – odpowiedział mi powoli. – Jak przyszło mu od razu na myśl, że pewnie... że jesteś w ciąży?
(...)
żałuję tego, że to po prostu niemożliwe – ciągnął. – że nie dane nam jest
to błogosławieństwo. Nienawidzę siebie za to, że odbieram ci tę możliwość.
Zatkało mnie na dobrą minutę.
Wiem, co robię – odezwałam się wreszcie.

Nie, nie wiesz. Jesteś wciąż nastolatką, na początku swej żmudnej drogi zwanej życiem, i porzucanie człowieczeństwa na rzecz faceta, który jest twą pierwszą miłostką tylko dowodzi tego, jak bardzo nie dojrzałaś do podjęcia tak poważnej decyzji. Fakt, że zamykasz uszy na wszelkie rozsądne argumenty także za tobą nie przemawia.

Głupota: +5

Na szczęście lukrowany dialog na temat żywota i jego esencji (dla McSparkle'a – Bella, dla Belli – McSparkle) zostaje przerwany nagłym przybyciem Emmetta i Jaspera. Wygląda na to, że Edzio jednak nie zdoła się wykręcić od wampirzego stag night. Cóż, Edwardzie, zabierz ze sobą swój bicz, na wypadek, gdyby zrobiło się zbyt wesoło.

Za szybą ukazała się twarz Jaspera. W słabym świetle księżyca, który musiał wyłonić się akurat zza chmur, jego miodowe włosy nabrały srebrnej barwy.
O nic się nie martw, Bello. Odstawimy go do domu na długo przed czasem.
Poczułam się nagle bardzo spokojna, a wszystkie moje troski się ulotniły. Jasper był równie utalentowany jak Edward czy Alice, nie czytał jednak w myślach, ani nie miał wizji przyszłości, lecz potrafił manipulować ludzkimi emocjami. Nie sposób było się temu oprzeć.

Nie mów.

Zbędność: +1

Jasper, jak tak właściwie wyglądają wieczory kawalerskie wampirów? Nie zabieracie go przecież do klubu ze striptizem, prawda?

Jasper spojrzał na swą przyszłą szwagierkę z politowaniem.
- Bello, mówimy o moim bracie...

Nie obawiaj się – powiedział Jasper i oczywiście natychmiast się uspokoiłam. – My,
Cullenowie, mamy swoje własne tradycje. Starczy nam kilka pum, może parę niedźwiedzi grizzly. Na dobrą sprawę to taki zupełnie zwyczajny wypad do lasu.

Wieczór kawalerski to dla nich zwykłe polowanie? Więc po gwizdek Wardo panikuje, jakby rodzeństwo chciało go zaciągnąć na czarną mszę połączoną z orgią?

...Zaraz. Czy to oznacza, że...Edek poważnie rozważał olanie łowów na kilka godzin przed ślubem?

Ustalmy fakty. Jak przekonamy się w kolejnych analizach, ślub odbędzie się późnym popołudniem, przechodząc sprawnie w wieczorne wesele. Koło północy państwo młodzi wyruszą w podróż poślubną, gdzie z racji trudności komunikacyjnych nie będą w stanie zatrzymać się aż do osiągnięcia celu wyprawy. Następnie nastąpi moment kulminacyjny – skonsumowanie związku.
Wszystko to daje w sumie kilkanaście godzin, podczas których McSparkle jechałby na przysłowiowych oparach. Oczywiście, mógłby się udać na szybkie polowanie przed samym ślubem – ale im większe zwierzęta, tym więcej 'zapasu' a co za tym idzie – mniejsze pragnienie. I ten sam facet, który dostaje histerii na myśl o złamaniu Belli małego palca u stopy, brał pod uwagę sekszenie się na głodnego?

Głupota: +25

Culleny idą wymordować resztę okolicznej zwierzyny, a Belka kładzie się spać; nim zaśnie zaś, rozmyśla.

Kilka z moich zmartwień miało jednak większy sens.
Po pierwsze, tren sukni ślubnej. Alice dała się przy nim ponieść fantazji, zapominając o
stronie praktycznej. Nie wierzyłam, że uda mi się zejść w wysokich obcasach po schodach w domu Cullenów, nie potykając się o to cudo, ani o nic nim nie zahaczając. Powinnam była choć trochę poćwiczyć tę operację.

Mam pomysł: dlaczego nie powiesz Alice, że chciałabyś suknię bez trenu i buty na najmniejszych możliwych obcasach? Do diabła, dziewczyno, to TWÓJ ślub, postaw się choć raz tej terrorystce!
I czy tren nie jest przypadkiem...z tyłu kreacji? Jak można się o niego potknąć?

Głupota: +2


Po drugie, zaproszeni goście.
Rodzina Tanyi, klan z Parku Narodowego Denali na Alasce, miała przybyć na kilka godzin przed jutrzejszą ceremonią. Spodziewałam się, że zrobi się gorąco, kiedy znajdą się w jednym pokoju z gośćmi z rezerwatu Quileutów: ojcem Jacoba i Clearwaterami. Denalczycy nie przepadali za wilkołakami. W rzeczy samej, siostra Tanyi, Irina, właśnie z ich powodu zdecydowała się wcale nie pojawić się na ślubie. Wciąż nie mogła wybaczyć członkom sfory, że zabili jej przyjaciela Laurenta (choć zrobili to na moment przed tym, jak miał zamiar zabić mnie). Ze względu na pielęgnowaną przez nią urazę, Denalczycy odwrócili się od rodziny Edwarda w najczarniejszej godzinie. Gdyby Cullenowie cudem nie zawarli przymierza z watahą, osamotnieni nie przeżyliby ataku nowo narodzonych wampirów...

Fascynujące.

Zbędność: +1

Ich wizyta mogła doprowadzić do poważnych komplikacji, ale dla mnie oznaczała coś
jeszcze. Był to bardzo błahy problem, ale jednak.
Chodziło o moją niską samoocenę.
Nigdy jeszcze nie widziałam Tanyi, ale byłam pewna, że nasze spotkanie nie będzie
przyjemnym doświadczeniem dla mojego ego.

He he. Co, naprawdę myśleliście, że głównym zmartwieniem Belli będą (śmiertelne) animozje między gośćmi weselnymi? Ni ma. Jak zwykle, chodzi o...cóż, zainteresowana sama podała nam właściwe określenie.

Ego: +1

Dawno temu, być może jeszcze zanim się urodziłam, wampirzyca próbowała zainteresować Edwarda swoją osobą. Nie, nie miałam jej za złe tego, że straciła dla niego głowę – było to dla mnie zrozumiałe. A Edward – choć to z kolei było dla mnie niepojęte – bez wątpienia preferował mnie.

To dlatego, że Tanya jest ohydną nierządnicą, która śmie myśleć o uciechach cielesnych. Czystość i wstrzemięźliwość Edwarda była zagrożona przez samo przebywanie z kimś tak wyuzdanym, musiał więc czym prędzej uciekać z tego domu rozpusty.

Nie miałam za bardzo ochoty jej zaprosić, ale Edward znał mój słaby punkt i żeby dopiąć
swego, wywołał we mnie poczucie winy.
Jesteśmy jedynym substytutem ich prawdziwej rodziny, Bello. Minęło już wiele lat, ale
wciąż cierpią z powodu swojego sieroctwa.
Więc zgodziłam się, a obawy zachowywałam odtąd dla siebie.

Furda kwestie rodzinne; Belka właśnie oznajmiła, że zamierzała postawić veto w kwestii nie swoich gości, tylko dlatego, że jedna z zaproszonych osób ośmiela się być atrakcyjna.

Bitch: + 1

Przechodzimy teraz do najważniejszego momentu w całym rozdziale: dowiemy się bowiem czegoś o historii klanu Denali i zasadach wampirzej społeczności.

Mimo dwojga nowych towarzyszy, Tanya, Kate i Irina czuły się nadal osamotnione. Nadal były w żałobie. Bo przed wielu, wielu laty miały nie tylko siebie, ale i matkę.
Doskonale rozumiałam, jak ogromna była to strata. Wystarczało, że próbowałam sobie
wyobrazić rodzinę Cullenów bez jej twórcy, jej przywódcy i przewodnika – bez Carlisle’a, rzecz jasna. Próbowałam i wyobraźnia mnie zawodziła.

.

.

.


Denalki straciły matkę. Nie stwórczynię, nie liderkę klanu – dla nich była to matka. Pierwsza myśl Belli? Carlisle. Nie Renee i życie bez niej, ale Culleny pozbawione swego House'a z kompleksem Boga.

Chciałam rozpisać się głębiej nad tą kwestią, ale zwyczajnie nie mogę. Powiem więc tylko, że ten cytat perfekcyjnie pokazuje priorytety Belci: wbrew wszelkim kwiecistym oświadczeniom, jak bardzo będzie tęsknić za rodziną, każda jej myśl kieruje się automatycznie ku GlitterCult. Własna mama nie gra już żadnej roli, nawet w sferze emocjonalnej.
Edward ma rację: Belka będzie wspaniałym wampirem. Ostatecznie nieczęsto spotyka się potwora jeszcze przed transformacją.

Zła córka: + 75

Za co została skazana matka wampirzyc? Otóż stworzyła istotę, której powoływanie do życia było zabronione – nieśmiertelne dziecko. Tego rodzaju wampiry były zabójczo niebezpieczne, nie kontrolowały się bowiem w tym samym stopniu, co ich ludzkie odpowiedniki. O wszystkim dowiedzieli się Volturi i, jak łatwo zgadnąć, postanowili ukarać lekkomyślną kobietę, zabijając ją i maleństwo. Siostry uratował fakt, iż nie miały o niczym pojęcia; żadna z nich nigdy do końca nie uporała się z tą traumą.

Opowieść jest całkiem interesująca, choć byłaby lepsza, gdyby Meyer darowała sobie przypominanie nam po drodze życiorysów wszystkich występujących w serii bohaterów pobocznych, z Volturi i Marią na czele.

Zbędność: +3

Do czegóż jednak wiedzie owa historia? A jakże – do Symbolicznego Snu. Tym razem Stefa przechodzi jednak samą siebie. Nie będę skąpa – oto koszmar Belli w całości:

Wokół mnie w nieregularnych odstępach płonęły ciemne stosy. Rozpoznawałam unoszącą się w powietrzu słodkawą woń, więc unikałam ich wzrokiem. Nie miałam zamiaru przyglądać się twarzom wampirów, na których przed chwilą dokonano egzekucji – po części z lęku, że niektóre mogłabym rozpoznać.
Choć żołnierze Volturi zazwyczaj porozumiewali się szeptem, byli teraz tak wzburzeni, że co rusz któryś podnosił głos. Otaczali kręgiem kogoś lub coś i to pewnie o tym czymś tak zażarcie debatowali. Chciałam sprawdzić, co też do tego stopnia wyprowadzało ich z równowagi, podeszłam więc bliżej i wślizgnęłam się ostrożnie pomiędzy dwójkę zakapturzonych strażników.
Siedział na kopcu ziemi wysokości dorosłego człowieka. Rzeczywiście, był śliczny – tak
uroczy, jak to opisywał Carlisle. Miał może dwa latka, jasnobrązowe loczki i buźkę cherubinka o różowiutkich ustach i pełnych policzkach. Trząsł się cały i zaciskał mocno powieki, jak gdyby ze strachu przed nadchodzącą śmiercią.
Nagle poczułam nieodparte pragnienie, by uratować to biedne dziecko i to za wszelką cenę. Zagrożenie ze strony Volturi zupełnie przestało się dla mnie liczyć. Nie dbając już o to, czy zdadzą sobie sprawę z mojej obecności czy nie, przepchnęłam się przez kordon i popędziłam ku chłopcu.
I niemal natychmiast się zatrzymałam, bo zwróciłam wreszcie uwagę na to, na czym siedział.
Nie był to kopiec z ziemi czy kamieni, lecz sterta ludzkich zwłok – bladych trupów, z których wyssano całą krew. Było już za późno na odwrócenie wzroku od ich twarzy. Znałam je wszystkie. Angela, Ben, Jessica, Mike... A tuż pod chłopczykiem ciała mojego ojca i matki.
Słodki malec otworzył powoli oczka. Błyszczały czystym szkarłatem.

Gdybym nie znała Meyer, stwierdziłabym, że taki sen jest naturalną rzeczą biorąc pod uwagę poprzedzające go myśli. Ale ponieważ ją znam, wiem doskonale, co to wszystko oznacza. Stefciu, pamiętasz, co napisałam ci w prologu na temat zdradzania czytelnikowi fabuły książki już na samym początku? Uwierz mi – twoje próby nawiązania do dalszej akcji są tak toporne, że przejrzałaby je nawet moja dziewięcioletnia kuzynka. Naprawdę, daruj sobie foreshadowing, zwłaszcza w postaci twojego avatara w roli Nostradamusa. A jeśli nie możesz powstrzymać się przed ujawnianiem wszystkich twistów, po prostu streść resztę książki, bez silenia się na subtelność. Mniej pracy dla mnie.

Głupota: + 10

Tak oto kończy się rozdział drugi. Przyszykujcie suknie balowe i fraki, bo już w następnym odcinku - rudy się żeni!


Statystyka:

Zła córka: 76
Głupota: 59
Zbędność: 6
Bitch: 3
Ego: 1


Maryboo